poniedziałek, 26 października 2015

Odkrycie roku:)


Hej,

dzisiaj napiszę o ostatnich zdobyczach książkowych i troszkę o pieczeniu.




Najwcześniej udało mi się upolować pięknie wydana książkę kucharską Laduree(chwaliłam się tym jakiś czas temu na FB - kto mnie jeszcze tam nie śledzi to zapraszam tutaj). Co mnie zaskoczyła znajdują się w niej jedynie przepisy na dania wytrawne.Cudo i prawdziwa perełka wśród moich książek.



Od kochanej Beci(pozdrawiam urwisie) dostałam Lawendowy dom  Beaty Lipov - książka jak Pani Beata i jej blog; ciepła i swojska. Zupę dyniową wg jej przepisu zaplanowałam robić w ten weekend:)




Jakis czas temu buszując w jednym z tutejszych 2nd handów natrafiłam na 2 ciekawe książki kucharskie(dla przypomnienia dodam iż odkąd posiadam czytnika książek jako takich już nie kupuję, kupuję/ściągam e-booki, kupuje jedynie książki dla dziecka lub kucharskie).

Jedna książka to słynna w Holandii Powerfood Rens Kroes - siostry supermodelki Doutzen Kroes. Same dobre rzeczy w niej i zdrowe.Polecma przynajmniej obejrzeć i się zainspirować. Powerfood przypomina mi od strony graficznej pierwszą ksiażkę Rachel Khoo. Klimat boho ale w wydaniu nowojorskim:)




Druga to 'One more slice' Leilii Lindholm. Książka zawiera przepisy na podstawowe wypieki, typu pizza, tarty owocowe, brownie, blondie, gofry, naleśniki, lody, serniki. Dlaczego ta a nie inna?

Osobiście najczęściej piekę słodkie bułeczki, tarty, ciasta owocowe i obowiazkowo w niedzielę naleśniki, gofry, poffertjes lub inne słodkości. Jakieś fancy wypieki zdarzaja mi się naprawdę sporadycznie i szczerze mówiąc coraz rzadziej robię jakieś nowości a decyduję się na sprawdzone przepisy. Z przykrością zauważyłam, że przepisy prezentowane na MW rzadko smakują tak jak wyglądaja, są po prostu ok. A dla mnie ok to za mało, mam mało czasu i jak już zabieram się do wielkiego pieczenia z drogich składników to oczekuję, że wypiek powali mnie na kolana. Ale wróćmy do książki.




Książkę wybrałam własnie za prostotę przepisów i piękną szatę graficzną. Dopiero w domu zorientowałam się, że to książka tej Leilii Lindholm. Ba, przypomniałam sobie że mam nawet rondle sygnowane jej nazwiskiem o których dawno zapomniałam.




Uwielbiam ją przegladąć. Ma w sobie coś niezwykłego, a zarazem prostego i kojącego. Co jakis czas sięgam po nowy przepis. Ostatnio  zrobiłam naleśniki z ricottą. Naleśniki robię bardzo często ale z serem jeszcze nie jadłam. Wyszły bardzo interesujące dzieki ziarnistej teksturze serka, która podczas jedzenia jest jednak mało wyczówalna. Do tego jakieś ulubione dodatki(banany,sos karmelowy i orzechy) i możemy się zachwycać. Polecam:)




Neleśniki z ricottą wg Leilii Lindholm

Składniki podstawowe:
3 jajka
250 g ricotty
250 ml mleka(ja użyłam migdałowe)
175 g mąki
1 łyż proszku do pieczenia
szczypta soli
tłuszcz do smażenia

Opcjonalnie:
2 banany
garść pekanów/orzechów włoskich
sos karmelowy lub inny

Rozbij jajaka, oddziel żółtka od białek.
Ubij ricottę z mlekiem i żółtkami.
Wymieszaj mąkę, proszek do pieczenia i wmieszaj do mixu mleka i sera.
Ubij białka na sztywno i wmieszaj delikatnie do masy.
Pokrój banany w plasterki i wmieszaj do masy.
Rodrzej tłuszcz na średnim ogniu i smaż z obydwu stron na złoty kolor.
Smacznego:)




I jeszcze kilka gadżetów kuchennych, bez których niedzielne poranki nie byłyby takie przyjemne.
Ulubiony dzbanek do ciasta. Wykorzystuje go tylko do robienia masy naleśnikowej, gofrowej i tylko w niedzielę.Dzieki temu zwykłe naleśniki wydaja mi się bardzo wyjatkowe. Niestety podczas pierwszego użytkowania zarysowałam wewnętrzne ścianki metalowa rózgą. Od tamtego czasu używam tylko rózg silikonowych oraz niezastąpionej drewnianej. Serdecznie polecam się zaopatrzyć jeśli jeszcze takiej nie posiadacie. Metalowe rózgi wiadomo nadają sie do ciężkiego trzepania(np ubijania białek) ale do tego zadania mam KA więc metalowe wyrzuciłam i mi ich wcale nie brakuje.




A wśród utensyliów bardzo fajna szpatuła z wiewiórką( liskiem, kupiłam ja rok temu ale ostatnio dużo ślicznych lisków widziałam u Ushii i tak mi się mile skojarzyło z nią więc postanowiłam i ją pokazać. Z drugiej strony ma przelicznik miar.




To tyle na dziś, do przeczytania.
ABily

PS.wypróbujcie koniecznie naleśniki:)

sobota, 24 października 2015

Be Happy


Be Happy:)

Takie fajne klocki dostaliśmy od pewnej cioci. W Holandii jest zwyczaj odwiedzin w pierwszych tygodniach po narodzinach maleństwa i jego rodziców. Są prezenty a jakże, zwykle dla dzieciątka ale czasami i mamie coś się dostanie.





Zdjęcie robiłam w maju...ale ten czas leci. Lucky jest z nami prawie 6 miesięcy. I co? Jesteśmy bardzo szczęśliwi a ilekroć spojrzę na ten napis przypominam sobie nasze wspólne początki już we trójkę. Różnie to bywało, nie zawsze było kolorowo, ale nie zamieniłabym ani sekundy gdyż ogrom szczęścia jaki czuję jest nie do opisania. Prawdą jest, że zostając mamą, rodzicem poznajemy prawdziwą moc miłości.




Czego i Wam życzę,

ABily