czyli moje przemyślenia po przeczytaniu książki Marty Dymek "Jadłonomia".
Pewnie słyszeliście o mega popularnym blogu kulinarnym
Jadłonomia, jego autorka w zeszłym roku wydała książkę o tym samym tytule. Bardzo mnie cieszy zainteresowanie jakim cieszą sie zarówno blog, książka a także sam fakt, że coraz więcej osób jeśli nawet nie skłania się ku weganizmowi to sięga po posiłki bazujące na roślinach i co najważniejsze wykonywane samemu.
Bardzo smaczne są pierogi z soczewicą, zresztą pierogi to chyba moja ulubiona polska potrawa więcje zrobiłam w pierwszej kolejności. Zaskoczyło mnie jak fantastyczne gładkie ciasto wyszło z przepisu w książce:)
Książka jest pięknie wydana i zachwyca mnie jej retro look. Zawiera ponad sto przepisów, opatrzona jest krótkim wstępem ale i każdy przepis zawiera krótkie wprowadzenie. Nie lubię ksiażek kucharskich w których przepis poprzedzony jest stroną bądź dwiema(zerknijcie do Nigelli) stronami wstępu opisającego historie w jakich okolicznościach dany przepis powstał lub w jakich jest wykorzystywany. Marta jest bardzo konkretna i zwięzła pod tym względem.
Marta zaznacza,ze na początek trzeba jednak zaopatrzyć się w pewne przyprawy, bez których gotowanie będzie znacznie łatwiejsze oraz smaczniejsze. Na szczęście ten etap mam już za soba, swoją biblioteczkę ziół i przypraw skompletowalam jakieś 4-5 lat temu gdy zakupiłam 30 minute meals Jamiego O. i wyzwaniem było przebrnięcie przez jeden przepis bez koniecznosci latania do sklepu co 5 minut.
I choć niektóre przepisy zawieraja całą stronę skladników to mi to nie przeszkadza bo zwykle 2/3 to przyprawy i zioła, a jak wiadomo dobrze skomponowana mieszaka ziół to połowa sukcesu dania. Podoba mi się również, iż instrukcja przygotowania są bardzo krótkie, wręcz oszczędne w słowa. Moim zdaniem zbyt oszczędne czasami.
Przykładowo na pierwszy ogień poszły burgery ze str 31. W składnikach podany jest m.in;olej a potem w opisie ...należy wszystkie skladniki zagnieść(jak rozumiem olej też) a nastepnie formować burgery skropiwszy ręce olejem. I tu zastanawiam się, czy olej miał iść do burgerów czy tylko do smarowania rąk. W przypadku burgerów to raczej istotna kwestia bo jak wiadomo za dużo płynów rozluźnia strukturę i trudno o zbite, ładne w kształcie placki. Nie wspomina również o orientacyjnych(chociażby) wymiarach jakie powinne w/w burgery powinny być uformowane(co potem wpływa na czas pieczenia itd).
Być może te drobiazgi nie przeszkodzą osobom które od lat gotują i potrafia sobie poradzić w kryzysowych sytuacjach ale poczatkującym mogą sprawić trudność i zniechęcić do eksperymentów, jeśli któres potrawy nie wyszły takie jak powinny.
Brakuje mi danych takich jak wymiary foremek w którym nalezy upiec ciasto, czy na ile osób przeznaczony jest dany przepis.
Jadłonomia zawiera wiele świetnych przepisów lecz niestety(oczywiście wg mnie) niewiele z nich stanowią dania obiadowe. Mamy za to dużo pasztetów do chleba, smarowideł które owszem są całkiem smaczne ale kto poje sobie kanapkami? A mnie się nie chce stać w kuchni godziny i robić pasztet bym potem mogła ukroić kawałek do kanapki.
Książka nie jest też tania, kosztuje od 40 zł wzwyż w różnych sklepach intenetowych(sama zaplaciłam za nią 70 zł) cena jest wg mnie całkowicie uzasadniona biorąc pod uwage rozmiar oraz jakość książki). Format oraz ciężar książki również może przerazić bo książka przypomina dobrej rozmiarów ksiażkę telefoniczną. Z jednej strony to na plus bo jest po prostu piękna i z przyjemnością sie z niej korzysta, z drugiej minus dla osób(czyt ja) o ograniczonej powierzchni roboczej - po prostu nie mam gdzie tej książki położyć( gdy gotuje tak biegam sobie z kuchni do stołu w jadalni by zerknąć na przepis).
A teraz do plusów, a tych jest wiele.
Uwielbiam fakt iż Marta tak chętnie siega po rodzime, znajome warzywa i na nich bazuje swoje przepisy. W stopce umieszcza cenne wskazówki dot. zamiany produktów(gdy nie mamy danego składnika lub po prostu mamy ochotę na inny wariant smakowy).
Jestem również mile zaskoczona bo znalazłam kilka przypraw o których wcześniej nie słyszałam ;
czarna sól czy płatki drożdżowe.
Każdemu przepisowi towarzyszy zdjęcie a jednocześnie zdjęcia nie są jakieś przestylizowane ani przesłodzone, jeśli jest przepis na pieczoną marchew w piekarniku, to na zdjęciu widzimy tąże marchew na tle z papieru do pieczenia a nie marchew na jakimś cudnym półmisku w otoczeniu dziwnych aranżacji kwiatowych , gadżetów kuchennych itp.
Książka będzie idealna dla osób szukających zdrowych roślinnych posiłków z niewyszukanych składników ale za to z rozbudowaną lista przypraw. Dla kogoś kto znudził sie schabowym z kapustą i chciałby poeksperymentować z nowymi smakami. Dla kogoś kto nie chce lub nie może spożywać produktów odzwierzęcych.
Dla mnie - wegetarianki z ponad 20 letnim stażem książka jest pewnym zaskoczeniem co nie zdarza się często. Mieszkając parę lat w Holandii przywykłam, że normalny niedzielny obiad to shoarma z pidą kupioną na zwarte markt u turka czy nasi goreng, dal z własnoręcznie upieczonym chlebem naan. A jak chcę trochę egzotyki to...zabieram się za jakąś polska potrawę(ostatnio zrobiłam bigos z czerwonej kapusty- wegański oczywiście).
Konieczne jest również zaopatrzyć się(jeśli nie posiadamy) w jakiś blender(reczny, kielichowy) do miksowania zup czy smarowideł. Bez nich korzystanie z przepisów bedzie mocno utrudnione.
Dlatego każdemu kto chciałby zakupić książkę polecam na poczatek przeczytać wstęp, listę niezbędnych przypraw i gadżetów i wziąść sobie ją do serca.
Osobiście polecam:)
No a teraz prawdziwy hit - Wegański smalec:)
Składniki:
1 puszka fasoli, lub 1 1/2 szklanki ugotowanej fasoli
2 cebule
4 suszone śliwki
2 liście laurowe
1 ziele angielskie
1 jałowiec
1 goździk
1/2 łyżeczki majeranku
1 łyżka sosu sojowego
sól i świeżo mielony czarny pieprz
delikatny olej do smażenia
Przygotowanie:
Cebulę posiekać w kostkę, na patelni rozgrzać olej i dodać posiekaną cebulkę wraz z zielem, jałowcem, goździkiem i liśćmi laurowymi. Smażyć na małym ogniu do czasu, aż cebulka będzie złota.
W międzyczasie fasolę zmiksować przy pomocy blendera razem z sosem sojowym, majerankiem, sporą szczyptą pieprzu, soli i 1/4 szklanki zimnej wody, odstawić. Śliwki pokroić na małe kawałki.
Z podsmażonej cebulki wyłowić przyprawy, z którymi się smażyła. Dodać podsmażoną cebulkę oraz pokrojone śliwki do zmiksowanej fasoli, miksując krótko na niezbyt wysokich obrotach. Ważne jest, żeby wszystkie składniki się połączyły, ale żeby blender nie zmielił ich na gładką pastę - kawałki cebulki i śliwek powinny być wyczuwalne. Doprawić do smaku solą i pieprzem, można dodać też kilka kropli sosu sojowego więcej. Najlepiej smakuje po schłodzeniu w lodówce, obowiązkowo na dobrym chlebie i z kiszonym ogórkiem.
Proponuję zrobić od razu z podwojonej porcji. Smalec zjedliśmy praktycznie cały od razu, ledwie udało mi sie troszkę zachować do zdjęcia:)
Smacznego!
ABily
PS.recenzja na specjalne życzenie Pani Beaty :)
PPS.i do wpisu załapało się kilka nowości z mojej kuchni,le creuset(mam go już 2 lata ale chyba jeszcze nie miał premiery na moim blogu - obecnie mam już 4 garnki tej marki), nowe łapki z rogasiem idelanie wpisują się w jesienny klimat mojej kuchni oraz talerzyk z motywem saks blau upolowany na pchlim.