poniedziałek, 21 grudnia 2015

I'm going home for christmas


Jak w tytule...ale wcześniej zapakuję prezenty i zrobię kilka zdjęć na blog, który odkąd pojawił się Lucky stoi odłogiem. Jedyna dekoracja to mój stary mini cooper z choineczką na dachu.






Wydrukowałam też kilka ładnych rysunków i powiesiłam w salonie, część trafiło na prezenty które podaruje bliskim.








Niestety w tym roku nie zrobiłam kartek świątecznych, zresztą wiele rzeczy nie robię, po prostu nie ogarniam.Wydawało mi się, że jestem mega zorganizowaną osobą ale przy małym dziecku trudno zabrać się za cokolwiek. Może w Nowym Roku sie uda, jako postanowienie noworoczne planuję powrócić do hobby, bloga i mam nadzieje, że mój plan się powiedzie gdyż(o czym napiszę w styczniu) moje jedyne postanowienie z 2015 udało mi się wypełnić w 300%:)

Dziękuję wszystkim którzy jeszcze do mnie zaglądają, pozdrawiam wszystkich i życze wesołych, spokojnych świąt.

ABily

czwartek, 19 listopada 2015

Kuchnia roślinna

czyli moje przemyślenia po przeczytaniu książki Marty Dymek "Jadłonomia".

Pewnie słyszeliście o mega popularnym blogu kulinarnym Jadłonomia, jego autorka w zeszłym roku wydała książkę o tym samym tytule. Bardzo mnie cieszy zainteresowanie jakim cieszą sie zarówno blog, książka a także sam fakt, że coraz więcej osób jeśli nawet nie skłania się ku weganizmowi to sięga po posiłki bazujące na roślinach i co najważniejsze wykonywane samemu.

Bardzo smaczne są pierogi z soczewicą, zresztą pierogi to chyba moja ulubiona polska potrawa więcje zrobiłam w pierwszej kolejności. Zaskoczyło mnie jak fantastyczne gładkie ciasto wyszło z przepisu w książce:)




Książka jest pięknie wydana i zachwyca mnie jej retro look. Zawiera ponad sto przepisów, opatrzona jest krótkim wstępem ale i każdy przepis zawiera krótkie wprowadzenie. Nie lubię ksiażek kucharskich w których przepis poprzedzony jest stroną bądź dwiema(zerknijcie do Nigelli) stronami wstępu opisającego historie  w jakich okolicznościach dany przepis powstał lub w jakich jest wykorzystywany. Marta jest bardzo konkretna i zwięzła pod tym względem.

Marta zaznacza,ze na początek trzeba jednak zaopatrzyć się w pewne przyprawy, bez których gotowanie będzie znacznie łatwiejsze oraz smaczniejsze. Na szczęście ten etap mam już za soba, swoją biblioteczkę ziół i przypraw skompletowalam jakieś 4-5 lat temu gdy zakupiłam 30 minute meals Jamiego O. i wyzwaniem było przebrnięcie przez jeden przepis bez koniecznosci latania do sklepu co 5 minut.

I choć niektóre przepisy zawieraja całą stronę skladników to mi to nie przeszkadza bo zwykle 2/3 to przyprawy i zioła, a jak wiadomo dobrze skomponowana mieszaka ziół to połowa sukcesu dania. Podoba mi się również, iż instrukcja przygotowania są bardzo krótkie, wręcz oszczędne w słowa. Moim zdaniem zbyt oszczędne czasami.
Przykładowo na pierwszy ogień poszły burgery ze str 31. W składnikach podany jest m.in;olej a potem w opisie ...należy wszystkie skladniki zagnieść(jak rozumiem olej też) a nastepnie formować burgery skropiwszy ręce olejem. I tu zastanawiam się, czy olej miał iść do burgerów czy tylko do smarowania rąk. W przypadku burgerów to raczej istotna kwestia bo jak wiadomo za dużo płynów rozluźnia strukturę i trudno o zbite, ładne w kształcie placki. Nie wspomina również o orientacyjnych(chociażby) wymiarach jakie powinne w/w burgery powinny być uformowane(co potem wpływa na czas pieczenia itd).
Być może te drobiazgi nie przeszkodzą osobom które od lat gotują i potrafia sobie poradzić w kryzysowych sytuacjach ale poczatkującym mogą sprawić trudność i zniechęcić do eksperymentów, jeśli któres potrawy nie wyszły takie jak powinny.
Brakuje mi danych takich jak wymiary foremek w którym nalezy upiec ciasto, czy na ile osób przeznaczony jest dany przepis.

Jadłonomia zawiera wiele świetnych przepisów lecz niestety(oczywiście wg mnie) niewiele z nich stanowią dania obiadowe. Mamy za to dużo pasztetów do chleba, smarowideł które owszem są całkiem smaczne ale kto poje sobie kanapkami? A mnie się nie chce stać w kuchni godziny i robić pasztet bym potem mogła ukroić kawałek do kanapki.

Książka nie jest też tania, kosztuje od 40 zł wzwyż w różnych sklepach intenetowych(sama zaplaciłam za nią 70 zł) cena jest wg mnie całkowicie uzasadniona biorąc pod uwage rozmiar oraz jakość książki). Format oraz ciężar książki również może przerazić bo książka przypomina dobrej rozmiarów ksiażkę telefoniczną. Z jednej strony to na plus bo jest po prostu piękna i z przyjemnością sie z niej korzysta, z drugiej minus dla osób(czyt ja) o ograniczonej powierzchni roboczej - po prostu nie mam gdzie tej książki położyć( gdy gotuje tak biegam sobie z kuchni do stołu w jadalni by zerknąć na przepis).

A teraz do plusów, a tych jest wiele.
Uwielbiam fakt iż Marta tak chętnie siega po rodzime, znajome warzywa i na nich bazuje swoje przepisy. W stopce umieszcza cenne wskazówki dot. zamiany produktów(gdy nie mamy danego składnika lub po prostu mamy ochotę na inny wariant smakowy).
Jestem również mile zaskoczona bo znalazłam kilka przypraw o których wcześniej nie słyszałam ;
czarna sól czy płatki drożdżowe.

Każdemu przepisowi towarzyszy zdjęcie a jednocześnie zdjęcia nie są jakieś przestylizowane ani przesłodzone, jeśli jest przepis na pieczoną marchew w piekarniku, to na zdjęciu widzimy tąże marchew na tle z papieru do pieczenia a nie marchew na jakimś cudnym półmisku w otoczeniu dziwnych aranżacji kwiatowych , gadżetów kuchennych itp.

Książka będzie idealna dla osób szukających zdrowych roślinnych posiłków z niewyszukanych składników ale za to z rozbudowaną lista przypraw. Dla kogoś kto znudził sie schabowym z kapustą i chciałby poeksperymentować z nowymi smakami. Dla kogoś kto nie chce lub nie może spożywać produktów odzwierzęcych.

Dla mnie - wegetarianki z ponad 20 letnim stażem książka jest pewnym zaskoczeniem co nie zdarza się często. Mieszkając parę lat w Holandii przywykłam, że normalny niedzielny obiad to shoarma z pidą kupioną na zwarte markt u turka czy nasi goreng, dal z własnoręcznie upieczonym chlebem naan. A jak chcę trochę egzotyki to...zabieram się za jakąś polska potrawę(ostatnio zrobiłam bigos z czerwonej kapusty- wegański oczywiście).




Konieczne jest również zaopatrzyć się(jeśli nie posiadamy) w jakiś blender(reczny, kielichowy) do miksowania zup czy smarowideł. Bez nich korzystanie z przepisów bedzie mocno utrudnione.
Dlatego każdemu kto chciałby zakupić książkę polecam na poczatek przeczytać wstęp, listę niezbędnych przypraw i gadżetów i wziąść sobie ją do serca.


Osobiście polecam:)


No a teraz prawdziwy hit - Wegański smalec:)


Składniki:
1 puszka fasoli, lub 1 1/2 szklanki ugotowanej fasoli
2 cebule
4 suszone śliwki
2 liście laurowe
1 ziele angielskie
1 jałowiec
1 goździk
1/2 łyżeczki majeranku
1 łyżka sosu sojowego
sól i świeżo mielony czarny pieprz
delikatny olej do smażenia

Przygotowanie:

Cebulę posiekać w kostkę, na patelni rozgrzać olej i dodać posiekaną cebulkę wraz z zielem, jałowcem, goździkiem i liśćmi laurowymi. Smażyć na małym ogniu do czasu, aż cebulka będzie złota.
W międzyczasie fasolę zmiksować przy pomocy blendera razem z sosem sojowym, majerankiem, sporą szczyptą pieprzu, soli i 1/4 szklanki zimnej wody, odstawić. Śliwki pokroić na małe kawałki.
Z podsmażonej cebulki wyłowić przyprawy, z którymi się smażyła. Dodać podsmażoną cebulkę oraz pokrojone śliwki do zmiksowanej fasoli, miksując krótko na niezbyt wysokich obrotach. Ważne jest, żeby wszystkie składniki się połączyły, ale żeby blender nie zmielił ich na gładką pastę - kawałki cebulki i śliwek powinny być wyczuwalne. Doprawić do smaku solą i pieprzem, można dodać też kilka kropli sosu sojowego więcej. Najlepiej smakuje po schłodzeniu w lodówce, obowiązkowo na dobrym chlebie i z kiszonym ogórkiem.





Proponuję zrobić od razu z podwojonej porcji. Smalec zjedliśmy praktycznie cały od razu, ledwie udało mi sie troszkę zachować do zdjęcia:)
Smacznego!
ABily

PS.recenzja na specjalne życzenie Pani Beaty :)
PPS.i do wpisu załapało się kilka nowości z mojej kuchni,le creuset(mam go już 2 lata ale chyba jeszcze nie miał premiery na moim blogu - obecnie mam już 4 garnki tej marki), nowe łapki z rogasiem idelanie wpisują się w jesienny klimat mojej kuchni oraz talerzyk z motywem saks blau upolowany na pchlim.


poniedziałek, 26 października 2015

Odkrycie roku:)


Hej,

dzisiaj napiszę o ostatnich zdobyczach książkowych i troszkę o pieczeniu.




Najwcześniej udało mi się upolować pięknie wydana książkę kucharską Laduree(chwaliłam się tym jakiś czas temu na FB - kto mnie jeszcze tam nie śledzi to zapraszam tutaj). Co mnie zaskoczyła znajdują się w niej jedynie przepisy na dania wytrawne.Cudo i prawdziwa perełka wśród moich książek.



Od kochanej Beci(pozdrawiam urwisie) dostałam Lawendowy dom  Beaty Lipov - książka jak Pani Beata i jej blog; ciepła i swojska. Zupę dyniową wg jej przepisu zaplanowałam robić w ten weekend:)




Jakis czas temu buszując w jednym z tutejszych 2nd handów natrafiłam na 2 ciekawe książki kucharskie(dla przypomnienia dodam iż odkąd posiadam czytnika książek jako takich już nie kupuję, kupuję/ściągam e-booki, kupuje jedynie książki dla dziecka lub kucharskie).

Jedna książka to słynna w Holandii Powerfood Rens Kroes - siostry supermodelki Doutzen Kroes. Same dobre rzeczy w niej i zdrowe.Polecma przynajmniej obejrzeć i się zainspirować. Powerfood przypomina mi od strony graficznej pierwszą ksiażkę Rachel Khoo. Klimat boho ale w wydaniu nowojorskim:)




Druga to 'One more slice' Leilii Lindholm. Książka zawiera przepisy na podstawowe wypieki, typu pizza, tarty owocowe, brownie, blondie, gofry, naleśniki, lody, serniki. Dlaczego ta a nie inna?

Osobiście najczęściej piekę słodkie bułeczki, tarty, ciasta owocowe i obowiazkowo w niedzielę naleśniki, gofry, poffertjes lub inne słodkości. Jakieś fancy wypieki zdarzaja mi się naprawdę sporadycznie i szczerze mówiąc coraz rzadziej robię jakieś nowości a decyduję się na sprawdzone przepisy. Z przykrością zauważyłam, że przepisy prezentowane na MW rzadko smakują tak jak wyglądaja, są po prostu ok. A dla mnie ok to za mało, mam mało czasu i jak już zabieram się do wielkiego pieczenia z drogich składników to oczekuję, że wypiek powali mnie na kolana. Ale wróćmy do książki.




Książkę wybrałam własnie za prostotę przepisów i piękną szatę graficzną. Dopiero w domu zorientowałam się, że to książka tej Leilii Lindholm. Ba, przypomniałam sobie że mam nawet rondle sygnowane jej nazwiskiem o których dawno zapomniałam.




Uwielbiam ją przegladąć. Ma w sobie coś niezwykłego, a zarazem prostego i kojącego. Co jakis czas sięgam po nowy przepis. Ostatnio  zrobiłam naleśniki z ricottą. Naleśniki robię bardzo często ale z serem jeszcze nie jadłam. Wyszły bardzo interesujące dzieki ziarnistej teksturze serka, która podczas jedzenia jest jednak mało wyczówalna. Do tego jakieś ulubione dodatki(banany,sos karmelowy i orzechy) i możemy się zachwycać. Polecam:)




Neleśniki z ricottą wg Leilii Lindholm

Składniki podstawowe:
3 jajka
250 g ricotty
250 ml mleka(ja użyłam migdałowe)
175 g mąki
1 łyż proszku do pieczenia
szczypta soli
tłuszcz do smażenia

Opcjonalnie:
2 banany
garść pekanów/orzechów włoskich
sos karmelowy lub inny

Rozbij jajaka, oddziel żółtka od białek.
Ubij ricottę z mlekiem i żółtkami.
Wymieszaj mąkę, proszek do pieczenia i wmieszaj do mixu mleka i sera.
Ubij białka na sztywno i wmieszaj delikatnie do masy.
Pokrój banany w plasterki i wmieszaj do masy.
Rodrzej tłuszcz na średnim ogniu i smaż z obydwu stron na złoty kolor.
Smacznego:)




I jeszcze kilka gadżetów kuchennych, bez których niedzielne poranki nie byłyby takie przyjemne.
Ulubiony dzbanek do ciasta. Wykorzystuje go tylko do robienia masy naleśnikowej, gofrowej i tylko w niedzielę.Dzieki temu zwykłe naleśniki wydaja mi się bardzo wyjatkowe. Niestety podczas pierwszego użytkowania zarysowałam wewnętrzne ścianki metalowa rózgą. Od tamtego czasu używam tylko rózg silikonowych oraz niezastąpionej drewnianej. Serdecznie polecam się zaopatrzyć jeśli jeszcze takiej nie posiadacie. Metalowe rózgi wiadomo nadają sie do ciężkiego trzepania(np ubijania białek) ale do tego zadania mam KA więc metalowe wyrzuciłam i mi ich wcale nie brakuje.




A wśród utensyliów bardzo fajna szpatuła z wiewiórką( liskiem, kupiłam ja rok temu ale ostatnio dużo ślicznych lisków widziałam u Ushii i tak mi się mile skojarzyło z nią więc postanowiłam i ją pokazać. Z drugiej strony ma przelicznik miar.




To tyle na dziś, do przeczytania.
ABily

PS.wypróbujcie koniecznie naleśniki:)

sobota, 24 października 2015

Be Happy


Be Happy:)

Takie fajne klocki dostaliśmy od pewnej cioci. W Holandii jest zwyczaj odwiedzin w pierwszych tygodniach po narodzinach maleństwa i jego rodziców. Są prezenty a jakże, zwykle dla dzieciątka ale czasami i mamie coś się dostanie.





Zdjęcie robiłam w maju...ale ten czas leci. Lucky jest z nami prawie 6 miesięcy. I co? Jesteśmy bardzo szczęśliwi a ilekroć spojrzę na ten napis przypominam sobie nasze wspólne początki już we trójkę. Różnie to bywało, nie zawsze było kolorowo, ale nie zamieniłabym ani sekundy gdyż ogrom szczęścia jaki czuję jest nie do opisania. Prawdą jest, że zostając mamą, rodzicem poznajemy prawdziwą moc miłości.




Czego i Wam życzę,

ABily

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Letnie czytanie 2015

Hej,

chciałam się podzielić książkami które przeczytałam tego lata. Lipiec owocował w kryminały skandynawskie, siegnęłam po całkiem nowych(jak dla mnie autorów) których będę gorąco rekomendowała. Sierpień to trochę nowości w jezyku angielskim, poradnik blogerki oraz książka niedokończona ktora przywedrowała razem ze mną z Polski. Uwaga-sporo tego jest:) Ale zanim przejde do listy przeczytanych chciałam pochwalić się jedyną ksiażką jaka zakupiłam  w ostatnim czasie a jest nią ksiażka kucharska wydana przez Laduree. Nie miałam pojecia ,ze słynna cukiernia zajmuje sie równiez przepisami niecukierniczymi a tu proszę, cudownie wydana, okraszona pięknymi zdjeciami i w ślicznym pudełeczku. Nie mogłam sie jej oprzeć:)






1.Zacznijmy jednak od dobrze Wam znanej i bardzo polecanej Camilli Lackberg oraz jej 9 część Opowieści z Fjallabacki - "Pogromca lwów". W Fiallabace ostaje potrącona dziewczyna, która jak się później okazało zaginęła kilka miesięcy wcześniej. Najgorsze jest to ze dziewczyna została potwornie okaleczona, oślepiona a wskutek potrącenia umiera. Policja zabiera się do badania sprawy i...na tym skończę. Ksiażkę czyta się w okamgnieniu, niezwykle wciagająca aczkolwiek jestem wybredna i zastanawiam sie czy tylko ja dopatruję się wtórności wątku jakby zaczerpniętego z powieści S.Larssona?

Odkrycie tego lata; Jussi Adler-Olsen i jego cykl kryminałów o Departamencie Q. Przeczytałam jak na razie tylko 3 pierwsze części(jedynie te zostały pretłumaczone na język polski) i ręce mnie świeżbią by sięgnąć po kolejne. Nie bedę Wam streszczała powieści, po prostu zaufajcie mojej rekomendacji  i sięgnijcie po:

2."Kobieta w klatce"
3."Zabójcy bażantów"
4."Wybawienie"

Pozytywnie zaskoczona JA-O siegnełam po klasyka gatunku i się mocno rozczarowałam. Henning Mankell napisał wieloczęściowa serię o Komisarzu Wallanderze, którą co prawda czyta sie szybko ale wątki są jakieś takie niedopracowane, rozwleczone, nieoczywiste. Śledztwa prowadzone w dosyć enigmatyczny i przypadkowy sposób, przypominające szukanie igły w stogu siana. Postanowiłam dać mu jednak szansę i przeczytałam 4 pierwsze części po czym poprzestałam. Być może wrócę do serii kiedyś ale teraz mam dużo innych ciekawszych książek do przeczytania.

Przeczytałam:

5. Morderca bez twarzy 
6. Psy z Rygi
7. Biała lwica
8. Mężczyzna, który się usmiechał

Podczas wizyty w Polsce dostałam od siostry 2 książki napisane przez duet: Michael Hjorth i Hans Rosenfeldt i jestem nimi zachwycona. W skład serii o Sebastianie  Bergmanie wchodza jak do tej pory 4 części. Główny bochater, psycholog kryminalny jest arogancki, egocentryczny lecz obdarzony błyskotliwym umysłem. Nie lubię go jako postaci literackiej aczkolwiek trzeba przyznać, że dodaje on smaczku całej serii i jest miłą odmiana do tych wszystkich kryształowych detektywów, których miałam okazję do tej pory poznać.

9. "Ciemne sekrety"
10."Uczeń"
11. "Grób w górach"
12. "Niemowa"



 13.Siegnęłam również po ksiażkę blogerki Styledigger - Joanny Głogazy - Slow Fashion.Modowa Rewolucja. Krótko- podobała mi się. Jeśli szukacje sposobu na swoja szafę, ogarniecie tematyki minimalizmu ubraniowego, szukanie leszych materiałów, lepszej jakości to ta ksiązka jest dla Was.


14.Emma i ja - Elisabeth Flock - męczyłam tą książkę kilka lat, ale zakończenie jest miażdżące, nie polecem młodym mamom, ja byłam wstrząśnięta.

15.The life list - Lori Nelson Spielman - Polecam serdecznie
16. Everything i never told you - Celeste Ng - Polecam serdecznie


Wszystkie książki(z wyj. Emma i ja) przeczytałam na Kindlu, choć niektórych miałam papierową wersję. Dlaczego? Posiadając małe dziecko trudno o wolną rękę, nie mówiąc już o dwóch. Czytnik wymaga tylko wolnego jednego palca do zmiany stron. Dlatego bardzo polecam zakupienie e-readera zwłaszcza gdy jesteś młoda mamą jak ja i 80% czasu spędzasz karmiąc swoje maleństwo. Nasłuchałam się wiele komentarzy, że wraz z przyjściem na świat dziecka nie mamy kiedy czytać. W moim przypadku jest wprost przeciwnie. W ostanim czasie przeczytałam mnóstwo książek jednocześnie zajmując się maluchem, również w nocy.


Polecam oraz pozdrawiam,
ABily&Kindle

czwartek, 27 sierpnia 2015

Watermelon love


Hej,

Jak sie miewacie tego lata? Słyszałam, że w PL wyjatkowe upały.W Holandii powiedziałabym, że było tak w sam raz. Kilka bardzo gorących dni a reszta przyjemna w granicach 25 i mniej.
Chciałabym podzielić sie propozycjami lekkich przekąsek na upalne dni.
Często przed obiadem chrupiemy obrany i pokrojony ogórek szklarniowy ale to arbuza uwielbiam najbardziej ze wszystkich dyniowatych. Gdyby tylko można go było jakoś przyzwoicie zjeść nie brudząc twarzy i ubrania przy okazji. Znalazłam i na to sposób. Zapraszam na moje propozycje podania arbuza:) Smacznego:)

1. Sałatka z arbuzem i jagodami. Arbuza kroimy na pół a następnie na 1 cm plastry, wykrawamy gwiazdki za pomocą foremki do ciastek(można wybrać kształt jaki lubimy).
Można dorzucić garść mixu orzechów i mamy idealne śnaidanie w stylu paleo.Takie śniadanie jada częśto mój mąż.






2. Woda smakowa z arbuzem, listkami mięty oraz sokiem z limonki.
Kroimy arbuza(pozostałości które nam pozostaną np z robienia sałatki w ptk.1.) wsypujemy do szkalnki lub dzbanka, zalewamy lodowatą woda, dodajemy miętę oraz sok z limonki, można dodać kostki lodu)




3. Arbuzowe paluchy
Arbuza kroimy na pół, kładziemy na talerzu lub większej desce przekrojonym do spodu. Kroimy na ok 2 cm pasy wzdłóż a nastepnie w poprzek. Voila! Otrzymujemy  kostkę, którą mozna zgrabnie jeść, sok z niej nie kapie a paluchy są w sam raz na dwa gryźnięcia. Idealne na piknik lub grila.









4. Arbuz do jedzenia widelcem.
Arbuza kroimy na pół, kładziemy w miseczce skórką do dołu, kroimy na 2 cm pasy wewnąrz owocu wzdłóż i w poprzek.




5. Koktajl arbuzowy
Arbuza z ewentualnie niewielką ilością lodowatej wody miksujemy w blenderze. Gotowe:)




Mam nadzieję, że skorzystacie  z moich pomysłów.
Do usłyszenia,
ABily

PS. a od wczoraj pada...







poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Gdzie jestem?


Na spacerze:) Mogę śmiało przyznać, że naspacerowałam sie przez ostatnie 3 miesiące więcej niż przez całe swoje życie:) Ale ja lubię spacery. Jestem wtedy tylko ja, Lucky i nasz Joolz.

Zobaczyłam go przez przypadek gdzieś na internetach i od razu postanowiłam, że ten model i kolor zakupimy dla naszego maleństwa. Wybrałam granat - kolor nikogo nie zdziwi(model Joolz Day Earth Parrot Blue) gdyż  jest elegancki(bardzo podobaja mi się brązowe skórzane detale) i pasuje do wszystkich moich stylizacji i upodobań kolorystyczne(ach marine!).




No ale oczywiście nie tylko kolor się liczy przy wyborze wózka(choć w moim wypadku wygląd jednak odegrał dużą rolę). Zanim dokonaliśmy zakupu często zagladaliśmy do Babydump lub Prenatala i testowaliśmy zwrotność wózka, oglądaliśmy wszystkie detale i wykończenie. I rzeczywiście wózek można zawrócić w miejscu przy pomocy jednej ręki, jest to niezwykle istotne zwłaszcza gdy próbujecie wjechać do klatki swojego mieszkania a drzwi nas odpychają, lub przecisnąć się przez kuchnię na balkon omijając kuwetę, pralkę i sokowirówkę(ach to nasze mieszkanie).
Koła niesamowicie dobrze amortyzują wszelakie nierówności terenu i Lucky bardzo szybko w nim zasypia.




Przegladając oferty zwykle do wyboru jest śpiwór albo torba na akcesoria.Wybrałam torbę gdyż takowej nie miałam, a śpiwór w lecie nie był mi potrzebny(ale rozważam zakup na zimę). Do torby mogę spakować wszystkie niezbędne artykuły dla dziecka a w osobnej przegródce telefon, porfel, siatke, ksiazke czy Kindle, coś do przegryzienia czy picia dla siebie.
Zresztą z boku można przymocować plastikowy trzymak na butelkę co jest niezwykle poręczne(był w komplecie).




Przed słońcem mozna zainstalować ochraniacz lub rozwinąć parasolkę.
Do zestawu dołaczony jest ochraniacz przeciwdeszczowy ale nie mieliśmy jeszcze okazji wykorzystać.
Pod spodem znajduje się niewielki schowek, który wykorzystuję na drobne zakupy. W wersji spacerowej można dodatkowo na rączce zainstalować siatkę na zakupy.

W bardzo pochmurne i wietrzne dni całość przykrywam pokrowcem zapinanym na zamek błyskawiczny. Gondola jest dosyć wysoko usytuowana co podnosi komfort użytkowania a wysuwna rączka odpowiednia zarówno dla niższych osób(czyt ja) albo wyższych(mąż).




Jestem bardzo zadowolona z zakupu i niejednokrotnie podczas spaceru usłyszałam od nieznajomych komplement pod adresem wózka.
Ach, jeszcze co jest bardo ważne: można dokupić adaptery do maxi-cosi i używać tylko z fotelikiem np podczas podróży samochodem. Niezwykle łatwo się go składa i swobodnie można go zmieścić w bagażniku lub na tylnim siedzeniu samochodu.

Pozdrawiam i do usłyszenia,
ABily+Lucky



czwartek, 16 lipca 2015

eos

Hej,

Przyjechała ciocia z Ameryki i przywiozła dary losu. Dla mnie i dla Luckiego:) Ale pokarzę tylko prezent który ja dostałam.




Poznajecie słynne jajeczko EOS?




Mnie trafił się produkt do ust o smaku vanilla mint:)




Opakowanie jest przesłodkie i choćby z tego powodu używanie balsamu będzie przyjemnością.




Sami spójrzcie. Już dawno nic mnie tak nie zachwyciło:) Nie bez powodu mówią, że najlepsze prezenty przychodzą w maleńkich opakowaniach. Cioci bardzo dziękujemy:)




Polecam sprawić sobie taki śliczny gadżet/kosmetyk, a są one dostępne w każdym odcieniu tęczy:)



source:internet

Pozdrawiam,
ABily

niedziela, 28 czerwca 2015

Mint Bouquet & Tea


Hej,

Nie mogę się nigdy doprosić męża o bukiet kwiatów ale różyczkę brokuła, główkę kapusty, pęczek mięty czy inną zieleninę dostaję bardzo często. Dzisiaj mąż zaskoczył mnie kubkiem pysznej miętowej herbaty. Like!

Smacznego:)







Pozdrawiam,
ABily

czwartek, 18 czerwca 2015

Le petit dejeuner



I śniadanie może być wyjątkowym momentem dnia. Posilenie dla ciała i chwila wytchnienia dla ducha.
Croissant z konfiturą, ulubiona kawa lub gorąca czekolada, jogurt  z owocami, gazeta, czasopismo czy Kindle;)
Celebrujmy małe przyjemności:)





Pozdrawiam,
ABily

*tacka - Riviera Maison
*ściereczka - Albert Heijn

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Mondays


Hoi,

W każdy poniedziałek zaczynam od porządkowania domu(choć kiedyś zwykłam to robić w sobotę).
Zmieniam pościel, robię pranie, odkurzam, myje podłogi etc. I lubię to robić. Lubię dbać o swój dom i go porządkować. Tak naprawde jedyną czynnością której nie cierpię robić ogarniając dom to mycie naczyń. Po latach gospodarowania nauczyłam się brudzić mniej naczyń przez co mam ich mniej do mycia, ale to inna historia.

Wracając do poniedziałkowej rutyny; uwielbiam zmieniać pościel, uwielbiam spać w świeżo zmienionej pościeli. Nigdy się tak nie wysypiam jak  w jeszcze pachnącej i świeżej pościeli, zwłaszcza gdy jest ładna i świetnej jakości jak ta na zdjęciach poniżej. Kupiłam ją rok temu, wydałam (co tu ukrywać) sporo pieniędzy ale jestem z niej ogromnie zadowolona. Kiedyś pisałam o innej pościeli(o tutaj) za kilkadziesiat zł i z tamtej jestem do dzisiaj niezmiernie zadowolona a jej jakość również jest godna polecenia. Pościel RM wydaje mi się również trafionym zakupem.




Poszewki wykończone są lamówką.




Z przodu widnieje napis Long Island oraz Logo Riviera Maison.





Z tyły całość pokryta materiałem w małe gwiazdki jak te na poduszkach. Jeśli chcę to mogę obrócić kołdrę i cieszyć sie całkiem innym wzorem:)






Pozdrawiam i wracam do sprzątania,
ABily


środa, 3 czerwca 2015

Rhubarb & Apple

Hej!

Podczas zakupów wpadły mi w oko takie oto napoje. Jeden o smaku rabarbaru z dodatkiem słodkich jabłek oraz drugi rodzaj to mix różnych odmian jabłek z dodatkiem wody gazowanej. Bardzo mile zaskoczył mnie ich skład, gdyż napoje nie zawierają sztucznych słodzików, cukru, konserwantów czy barwników. Jestem ogromnie ciekawa jak smakują, zwłaszcza rabarbarowy gdyż uwielbiam rabarbar pod każdą postacią a chyba najbardziej domowy kompot z rabarbaru ze swojego ogródka:)

 Od którego by tu zacząć:)



edit 05-06-2015: rabarbarowy to zdecydowanie mój faworyt:)Pycha!


A przy okazji pokażę jakie piękne róże można kupić w lidlu:) I jak ładnie komponują się z chevronem:)




Pozdrawiam:)
ABily